Uwielbiam stan kiedy jestem na kacu.
Nieważne czy jest to kac uwydatniony spażywniem poprzedniego dnia trunków alkoholowych, czy niespanie wymieszane z dymem.
Najlepiej to i to.
W każdym razie w tym stanie, rzeczywistości się rozszerzają.
Ponieważ percepcja i ciało człowieka są na granicy wyczerpania, otwiera się portal do podróży.
W początkowym stadium mogą to być gładko płynące, niczym nie zmącone myśli, które zabierają nas w jakąś sytuację, mogą one być np. z przeszłości.
Te obrazy po prostu przepływają przez nas, bo nie mamy siły na walkę, nasze ciało jest wyczerpane, więc przyzwala na wszystko co przychodzi. Poddajemy się więc temu i te obrazy wypełniają naszą rzeczywistość. Poddanie! O to tak naprawdę chodzi w całej duchowości!
Kiedy jesteśmy bardziej otwarci i nasze ciało jest zmęczone, to dobry moment na to, żeby podróżować po wymiarach.
Pierwszego stycznia, po imprezie sylwestrowej z Shaumbrą, która utrzymała mnie na nogach do 7:30 nad ranem, zapadłam w krótki sen. Po przebudzeniu, zaczęłam odczuwać stan zmęczenia mojego ciała, który tak dobrze znam. Ludzka część po całonocnej imprezie, po wypitym winie, po wypaleniu wielu papierosów, po tańcach z katarem, teraz zaczynała oddawać mi swoje zmęczenie.
Ktoś mógłby to nazwać KACEM, ja odbieram to jako błogi stan poddania, kiedy nie masz na nic siły, nie możesz myśleć, ani zwlec się z łóżka, nie możesz zasnąć, więc leżysz w bezruchu czekając na kolejną drzemkę.
To uczucie przyzwalania na wszystko to, co jest, wypełniło moje myśli przepływającymi obrazami.
Świadomie otworzyłam się jeszcze szerzej na ich przepływ i wtedy różne obrazy w wielu miejscach jednocześnie zaczęły mi się ukazywać. Trochę jak w kalejdoskopie. Tak wygląda czysta kreacja – przeszło mi przez myśl i objęta kolorowymi obrazami wszędzie wokół mnie, całkowicie się temu poddałam.
Było to błogie doświadczenie, tak zatapiać się w tych nawarstwionych wizjach, widzieć je i czuć wszystkie na raz, pozwalać żeby się mnożyły do woli i postrzegać je jednocześnie wszystkie, ale też każdą z osobna. Po chwili poczułam moje ciało, jak złożone jest z osobnych kręgów energii. Ukazało mi się jakby warstwami energetycznymi, kręgami, które nakładają się na siebie jak rosyjska brioszka.
Zaczęłam to uważniej obserwować, ruchy energii mojego ciała, które nakładając się na siebie, tworzyły całą moją fizyczną postać. Przyzwalałam dalej i byłam cichym obserwatorem wszystkiego tego, co mi się pokazuje w przestrzeni energetycznej. Po chwili wszystkie te warstwy mojego ciała, które odczuwałam jako osobne, wszystkie one zaczęły się zapadać w siebie. Czułam je jako promienie energii, które teraz stapiały się z innymi częściami, innymi promieniami w jedno istnienie.
Zapadałam się i zapadałam i wkrótce poczułam się płaska, złączona w całość. Wszystkie kręgi światła, które były moim ciałem, stworzyły jeden duży płaski energetyczny panel, który promieniował swoim istnieniem. I wtedy dostrzegłam obecność jeszcze kogoś. Przeniosłam moją uważność na tę obecność i zobaczyłam jak dwa istnienia nie z tego wymiaru, taksują moje ciało. Skanują je, powtarzając to raz za razem. Nie mieli ze sobą ciała, byli tu tylko swoją świadomością.
Przypomniałam sobie wiele takich momentów z mojego dzieciństwa, kiedy jako mała dziewczynka, to do mnie przychodziło, to poczucie bycia płaskim, tak że nawet mój oddech stawał się bardzo płytki i wydłużony, jakby przygnieciony jakąś dużą siłą. Jednocześnie zawsze było to bardzo miłe uczucie, wyciszenia i trwania w bezruchu, bezpieczne i bardzo dobrze znane.
To nie był pierwszy raz, kiedy po realizacji odwiedziły mnie inne cywilizacje swoją świadomością, więc tylko uśmiechnęłam się do nich i przyzwoliłam na ich skanowanie, ciesząc się wewnętrznie jak dziecko podczas zabawy w gilgotanie. Przeszliśmy w telepatyczny wymiar porozumiewania się i zapytałam ich, ciągle rozbawiona, czy skoro już tu są, nie mogli by włożyć mnie do jednej z ich maszyny naprawczej, żeby moje ciało nie miało tego poczucia zmęczenia poimprezowego. Wysłali mi komunikat, że niestety nie są tu fizycznie, więc nie mogą korzystać ze swoich wynalazków w moim wymiarze. Odparłam, że szkoda i nadal rozbawiona przyglądałam się skanowaniu.
Zapytałam ich co dokładnie skanują, co badają i dlaczego właśnie teraz. Wydali się zdezorientowani, więc podsunęłam im w myślach kartkę papieru i czerwoną kredkę, żeby napisali odpowiedź. Od razu napisy zaczęły się pojawiać, napisali „miłość”, „radość”.
Zachęcona nowymi możliwościami komunikacji, zapytałam ich skąd są, wtedy oni wskazali jakiś kierunek, a ja zaczęłam zaglądać w tamtą stronę i poczułam jakbym świadomością wchodziła w między-horyzont, zobaczyłam energetyczny siwy wir, który wciąga moją świadomość do jakiegoś miejsca, więc poddałam się temu.
Po drugiej stronie zobaczyłam inną planetę i zakosztowałam w innej grawitacji.
Dookoła mnie poustawiane były okrągłe skały, dużo okrągłych skał, a później zapragnęłam zobaczyć mieszkańców i przeniosłam się do jakiegoś rodzaju szkoły, nie było tam mebli, a raczej obłe kształty, których mój umysł nie rozpoznawał. Zobaczyłam twarz dziecka (tak przynajmniej telepatycznie odebrałam), jego buzia była okrągła i przypominała coś podobnego do jeża, bo zamiast włosów, ta istota miała takie odstające włosy?/ dredy? coś połączonego z ciałem, coś co czuło.
Fizycznie stała na dwóch nogach i mogła korzystać z rąk jak człowiek.
Ta istota bardzo się zdziwiła moją obecnością, to tak jakbym weszła przez okno i spotkała się z nią oko w oko, jakbyśmy stanęły ze sobą twarzą w twarz. Więc i ja i ta istota byłyśmy trochę zdezorientowane. Czułam od niej bardzo dużo miękkiej energii, równowagi, ale też takiej pięknej łagodności, która nigdy nikomu nie wyrządziłaby krzywdy. Coś co czasem wyczuwa się u udomowionych psów, które kochają całym sobą. Zachwyciło mnie to. Istota przyglądała mi się, a ja uśmiechnęłam się do niej i po chwili tej obecności poczułam, jak mnie umysł zasysa z powrotem do ciała.
Wyłoniłam się z tunelu, jakbym wracała się w czasie i otworzyłam oczy, sprawdzając wymiar, który okazał się naszym. Poczułam swoje ciało z całym jego rozluźnieniem i zmęczeniem, wracając uważnością do tego co właśnie przeżyłam.
Byty zniknęły, wszystko wróciło do normalności, a ja jeszcze długo nie mogłam zasnąć, zatapiając się w luźno przepływających myślach i ciesząc się z nowych możliwości komunikacji, które właśnie otworzyły się przede mną w nowym roku. Czy to Heaven’s Cross pytałam sama siebie i w zasadzie wszystko było mi jedno, ale jeśli tak, to miło będzie zobaczyć, co jeszcze przyniesie nowy rok i czym może nas zaskoczyć.
Wiele razy już podróżowałam miedzy wymiarami, wiele razy świadomość opuszczała moje ciało, aby być poza, jednak pierwszy raz mogłam odbyć podróż do wymiaru bytów, które do mnie przyszły i było to dziecinnie proste, jak płynięcie z prądem rzeki, gdzie tylko się obracasz, nadajesz kurs, a prąd wody pcha cię do przodu.
😉
Do następnej podróży…