Jako wysoko wrażliwa osoba zawsze odbijałam się od dualnego świata z niedowierzaniem. Byłam jak strażnik tego, co jest, nie dając się zbić z tropu.
Nieważne, czy było to starcie z moim surowym ojcem, niesprawiedliwą nauczycielką w szkole, czy szefową w telewizji — zawsze odbijałam się od mówienia tego, co jest i w zasadzie zawsze zbierałam z tego niemiłe konsekwencje.
Bo przecież jak mogę powiedzieć wprost, że ktoś gra swoją grę, wykorzystując swoją pozycję, aby poczuć się kimś więcej, kimś lepszym, kimś wyżej postawionym niż inni?
Przecież po to właśnie ci ludzie zyskiwali swoją pozycję — aby w to grać. Na tym polega ich cała zabawa.
A jednak, gdzieś we mnie, nigdy nie było to normalne i to, co inni przyjmowali z pokorą, ja wydobywałam na powierzchnię, rozbijając spokój ustanowionej dualnej rzeczywistości.
Nigdy nie interesowało mnie, kim ktoś jest.
Nie rozumiałam fenomenu, jaki się dzieje, kiedy ludzie ustanawiają się kimś mniejszym, kimś mniej bogatym, kimś mniej utalentowanym — grając grę podziwu.
Lub odwrotnie — kiedy ktoś uważa się za lepszego, bardziej uprzywilejowanego i z tego poziomu tworzy swoje oddzielenie.
Wiem, że każdy z nas może dojść dokładnie tam, gdzie chce — niezależnie od miejsca urodzenia, poziomu dochodów, poziomu wykształcenia.
Pytanie tylko: jak bardzo jest zdeterminowany i co naprawdę wybiera na co dzień.
Level otwartości = level odczuwania.
Teraz, kiedy stałam się jeszcze bardziej otwarta, jeszcze bardziej rozszerzona na energie wokół mnie, widzę, jakie to zawsze było szczere.
Podziwiam siebie za to, kim byłam i jak byłam — mimo że często wiązało się to z bolesnym odbiciem od dualnej rzeczywistości.
Mimo stanów emocjonalnych Ani, jej ciężkich dni, płaczu, niezrozumienia, zagubienia — podziwiam ją, że została na ścieżce siebie.
Teraz widzę, że to dążenie do prawdy, do szczerości, do standardu Nowej Ziemi zawsze było we mnie żywe.
Oraz że przychodzi czas, kiedy ten standard działania z innymi staje się w końcu możliwy.
Świat, w którym można szczerze powiedzieć o tym, co jest — o tym, co rodzi się między ludźmi; świat, w którym można śmiało mówić o swoich uczuciach, wątpliwościach, wiedzeniu — ten świat już tu jest.
To świat, na który tak długo czekałam. Na który wszyscy czekaliśmy.
Tworzą go ludzie podobni do mnie — którzy również w ten sam śmiały sposób szli za swoją prawdą, nieugięcie, za sobą, cokolwiek przyszło do ich drzwi.
Jestem im niewymownie wdzięczna, każdemu z nich i każdemu z was, za to, że nie ulegliśmy.
Nie dopasowaliśmy się do panujących tutaj standardów, a nawet jeśli przez chwilę sprawdzaliśmy siebie w zagubieniu, w końcu wróciliśmy na ścieżkę — nowego standardu tej Ziemi.
To miejsce spotkania po długiej, wyboistej drodze w niedoli — bo świat dualny nie jest prostym miejscem dla wrażliwych ludzi.
To miejsce dojścia do tworzenia z ludźmi podobnymi, którzy:
* nie potrzebują walczyć,
* nie potrzebują mieć tytułów,
* zostawili za sobą wszelkie oczekiwania odnośnie współpracy z innymi.
To jest ten WAŻNY MOMENT, dla którego ZOSTALIŚMY.
Moment, w którym cała nasza ścieżka nabiera sensu.
Kiedy rozmowa jest sposobem na odnalezienie wspólnego celu i wspólnych wartości — nie zaś zaprzeczeniem rzeczywistości.
Moment, w którym możemy pozwolić na swoje słabości, w pełni je uznać i opowiedzieć o ich pięknie — o tym, jak również nam służą.
Bezpieczne towarzystwo innych twórców, którzy w pełni zaakceptowali odpowiedzialność za rzeczywistość, którą tworzą.
To, moi mili, jest wielka zmiana.
To jest moment, na który wszyscy urodzeni w prawdzie czekali. Na który ja tak długo czekałam — a który właśnie się realizuje.
Współtworzenie w prawdzie. Budulec Nowej Ziemi, którą przyszliśmy tworzyć.
U mnie przejawia się to na ten moment w czwórkach — cztery części osobowości, cztery osoby, które tworzą rdzeń działań.
Tworzą strukturę zaufania i wzajemnego wsparcia, która nie potrzebuje wielu słów, aby zaistnieć.
Zaufanie, które wychodzi poza to, co znane.
I wielka Wdzięczność.
Masz zły dzień? Powróć do swojej miłości.
Najdziwniejsze jest to, że poza tym standardem, który się ujawnia, istnieje nadal wielka dualna gra.
Czasem jeszcze mnie dotknie, obedrze ze spokoju. Zaczepi swoją nie-miłością.
I wtedy, w tych dniach niczego — kiedy stoimy nad przepaścią pustki wniesieniowej, przed kolejnym pięknym projektem — przypominam sobie o tej niemiłości, która jeszcze panuje na świecie.
Która, z racji że jestem otwarta, dopływa czasami i do mnie, falami goryczy.
I wtedy — „wróć do miłości” — szepcze dusza we mnie.
I pozwalam sobie na przejawy miłości wobec samej siebie. Drobne przyjemności dla Ani, którą w prawdzie wciąż jestem.
A któż lepiej wie, jak sprawić Ani radość, jeśli nie sama Ania?
Dlatego, mimo tych wielkich zmian, które przyszło nam tworzyć — w momentach zwątpienia i chwilowego przestoju — nie skąpmy sobie własnej miłości.
Otwierajmy się na nią tak szeroko, jak potrafimy. Pozwalajmy sobie na akty czułości — dla nas samych i dla innych.
Bo kiedy jest ci źle, czasem warto tam przez chwilę pobyć — ale później, gdy zrozumiesz dlaczego, powróć do miłości, do radości, do dawania w przepływie.
Przypomnij sobie swoją radość, swoją motywację i to, dlaczego chcesz tworzyć dla innych.
A potem — daj sobie to wszystko po czubek.
Bo ten świat z innymi ludźmi jest taki, jaki jest.
I jedyne, co możemy zrobić, aby uwolnić się od urazy czy dotyku niemiłości z zewnątrz, to dać sobie — i temu komuś, jeśli tak poczujemy — przejawy miłości.
I powtarzać to tak długo, jak trzeba.
W czułości do naszej ścieżki, bez pośpiechu.
W pełnym zrozumieniu dla historii naszego wrażliwego człowieka.
Torując nową ścieżkę. Nowy budulec. Nową Ziemię.
Razem.
Z wyrazami wielkiej miłości dla Was i dla Siebie,
Ania Budzowska
Subskrybuj mnie na Subsctack, aby być na bieżąco z nowymi tekstami 🙏🥰✨ Zmień język tłumaczenia na polski i ciesz się najnowszymi artykułami z dziedziny duchowości. https://open.substack.com/pub/anbudzowska/p/having-a-bad-day-return-to-your-love?r=4bo3ex&utm_campaign=post&utm_medium=web&showWelcomeOnShare=false
Dzięki!

