- Jesteś najbardziej niemiłą osobą, jaką spotkałam przez ostatnie lata! – usłyszałam od kobiety, która chciała wynająć salę na swoje warsztaty o zarządzaniu energią w Klubie Mistrzów, w miejscu, które prowadzę w Warszawie.
- Jesteś najmilszą i najbardziej radosną osobą ,jaką spotkałam od lat! – Usłyszałam kilka dni później od kobiety, która pierwszy raz zawitała do nas przy okazji świętowania drugich urodzin działalności klubu.
- To dlatego, że nie przyniosłaś ze sobą żadnych oczekiwań. – odpowiedziałam rozświetlonej Grażynie.
Syndrom Zbawiciela
Trochę to trwało, zanim porzuciłam za sobą „Syndrom zbawiciela” i przestałam być miła i uśmiechnięta dla wszystkich. I szczerze czuję się z tym świetnie!
Kiedyś lubiłam „ratować” mniej radzących sobie z rzeczywistością ludzi, bo wydawało mi się, że jestem w tym dobra. Było też bardzo miło zanurzyć się w tym „dobrym uczynku”. Człowiek czuł się trochę bardziej wartościowy i na tamten moment to było doskonałe.
Dziś podziwiam tych, którzy biorąc dla siebie możliwości wolnej woli, wyszli z ograniczeń swojego pochodzenia, swojego dzieciństwa, i ogólnych ustawień fabrycznych świata, by tak jak ja wyjść poza grę.
Skoro to jest możliwe dla mnie, jest możliwe dla każdego człowieka.
Wspieram więc tych, którzy w swojej prawdzie i autentyczności starają się wyjść z gry ego, biorąc pełną odpowiedzialność za swoje kreacje. Bo mogę.
To z nimi pracuję na sesjach indywidualnych, to ich wspieram w Klubie Mistrzów, to dla nich co tydzień prowadzę medytacje, tworzę śniadania Mistrzów, imprezy okolicznościowe, festiwale duchowe. To z tymi ludźmi dzielę się moimi rozwiązaniami w życiu prywatnym i w biznesie.
Niezależnie od poziomu świadomości liczy się dla mnie otwarcie i autentyczność.
I wiem, że to co wybieram jest ważne, bo kształtuje moją rzeczywistość.
Jednocześnie mam głębokie zrozumienie, że każdy w tym dualnym świecie jest ważny, ma swoją doskonałą funkcję, ma do odegrania swoje historie i z tego miejsca honoruję jego prawdę i jego perspektywę. Bo tak jak ja, wybiera swoją drogę do siebie, a jak to robi, to już jest jego indywidualna sprawa. Dla mnie neutralna.
Więc jeśli na swojej drodze napotykam na oczekiwania innych, po prostu mówię o tym wprost i z tego miejsca wspólnej komunikacji znowu wybieram, bo wiem że mogę i że jestem wolna, tak długo jak chcę.
Bo inni też wybierają, nieważne czy świadomie, czy nieświadomie i każdy z nas jest zanurzony w tym dualnym świecie, również po to, żeby dokonywać wyborów.
I to jest OK.
To wręcz doskonale zaprogramowana rzeczywistość dla całego spektrum doświadczania.
Nawet jeśli będąc neutralna, jestem dla kogoś przez chwilę tym złym charakterem. Nawet jeśli to dla niego bolesne. To jest OK. I czuję z tym głębokie piękne OK.
Dramatyczny telefon od świata
Jakiś czas temu razem z kilkoma świadomymi osobami wybieraliśmy się na świętowanie w gronie Mistrzów.
Mniej więcej raz w miesiącu tworzy się przestrzeń na tego typu wspólną celebrację i z radością dołączam do takich inicjatyw, aby być w otwartości i dzielić się swoją prawdą z ludźmi, którzy wybierają podobnie.
Jeden ze znajomych z tego grona lubił jeszcze od czasu do czasu zanurzyć się w swoim cierpieniu. Nasz kontakt był z reguły ograniczony do tych krótkich spotkań, ale tym razem, ponieważ zawoziłam na tę samą imprezę jego współlokatora, odebrałam od niego dramatyczny telefon.
W skrócie: jego demony zaatakowały go ze zdwojoną siłą, jest przerażony tym, co się wokół niego dzieje, wszyscy wyjechali na imprezę i nie ma go kto wspierać, jego Mama umarła miesiąc temu i teraz jej duch pożera jego duszę, więc prosi mnie i swojego współlokatora o powrót do domu, bo potrzebuje wsparcia. Wręcz wydaje mu się, że umiera.
Cóż, każdy z was zareagowałby na pewno inaczej, ja w każdym razie zobaczyłam kuriozalność tej prośby i krótko mówiąc próbę wyciągnięcia od innych trochę energii, na tak zwanego „cierpiętnika”.
Więc odruchowo, będąc w swojej prawdzie, powiedziałam koledze bardzo neutralnie: Słuchaj ja teraz jadę na wspólną imprezę i przecież dobrze o tym wiesz, bo zabieram ze sobą twojego przyjaciela Huberta, (który z obawy przed tym co się święci, swojego telefonu po prostu nie odebrał) i wiesz, ja czuję że nie po tu jestem, żeby brać odpowiedzialność za twoje demony. Przecież po coś przychodzą do twojej rzeczywistości, na pewno w służbie, więc jak długo jeszcze chcesz się przed nimi chować za innymi? Masz szansę stanąć z nimi twarzą w twarz, przychodzą do Ciebie, nie do mnie, nie do Huberta, tylko do Ciebie. Więc po prostu przyjmij to, co sam wykreowałeś w swojej rzeczywistości, bo my teraz mamy zamiar się dobrze bawić i po prostu celebrować życie. Bo tak wybieramy i zawsze możesz dołączyć do wspólnej imprezy, jeśli nie chcesz siedzieć w domu sam.
I wiecie, to go na moment zatrzymało. Wydawało się, że moja odpowiedź bardzo go zaskoczyła. Wyszła poza standardowy scenariusz jego świata, który dobrze znał i mechanizmów, które jeszcze z innymi działały.
Bo nie było to tym, czego się spodziewał.
A przecież spełnił wszystkie warunki, żeby z dramatyzmem prosić o pomoc. Znalazł się w ciężkiej życiowej sytuacji, nie miał pracy, żył na koszt innych ludzi, umarła mu Mama i właśnie znalazł się przez moment całkiem sam.
A na dodatek dzwonił do mnie, osoby świadomej, oświeconej, która na co dzień jest uprzejma i miła dla wszystkich. Która prowadzi w Polsce klub skupiających ludzi na mistrzowskiej drodze do siebie.
Uprzejmie podziękował i powiedział, że nie chce iść na imprezę i poszuka sobie kogoś innego do swojego ratunku.
Więc i ja uprzejmie podziękowałam i udałam się na tę imprezę, jak zawsze dobrze się bawiąc i celebrując miejsce, gdzie jestem teraz.
A kolega znalazł sobie inną ofiarę i wszystko dobrze się skończyło i zdaje się, z perspektywy czasu, że nawet na dobre mu wyszła ta nasza rozmowa i co nieco z niej zrozumiał.
Mistrzowski świat wyborów
Na jego przykładzie, jak i tej dziewczyny z Klubu Mistrzów, która płakała naprzeciwko mnie rzewnymi łzami, bo nie miałam nawet jednego procenta ochoty, by spełniać jej rozbudowane oczekiwania dotyczące pojawienia się jej w Klubie.
Bo ani nie było dla niej wolnego terminu, który ona sobie już ogłosiła, bo wszystko było zajęte na 2 miesiące do przodu, ani dostępnego ekspresu do kawy, a w zasadzie był, ale trzeba było sobie dokupić do niego kapsułki dla gości, ani cena sali jej nie odpowiadała, ani nie chciałam wyrzucić dla niej z grafiku mniszki i jej piątkowych zajęć jogi – i to wszystko z mojej strony było naprawdę bardzo niemiłe, lecz najbardziej doskwierała jej moja mocno postawiona energia.
Więc kiedy trzy razy chciała uciec, zachęciłam ją żeby dopiła swoją herbatę i żeby z tym pobyła, skoro już tu jest. Żeby nie uciekała przed bólem, przed odrzuceniem i żebyśmy na spokojnie wyjaśniły sobie, co właściwie się tu zadziało pomiędzy nami.
Powiedziałam jej, że to jej oczekiwania tworzą ten dramat i na pewno znajdzie inną salę, która będzie dla niej lepsza. I że to, co robi z ludźmi jest dobre, tylko ja nie czuję się tu od tego, żeby próbować sprostać jej wymaganiom, bo wolę przyjmować Mistrzów, którzy funkcjonują w energii wdzięczności za to, co jest.
I choć płakała i trwała w cierpieniu, ja pozostałam neutralna. Gdzieś wewnątrz w zasadzie byłam z niej i siebie dumna za tą rozmowę w świadomości, wiec na koniec ją przytuliłam, choć nadal w jej mniemaniu byłam jej oprawcą.
„Najbardziej niemiłą osobą w jej rzeczywistości” – jak powiedziała wcześniej.

Idąc tego wieczoru do domu, rozświetlona po moich medytacjach z ludźmi, w wielkim zachwycie podziękowałam za tych wszystkich, którzy tworzą ten klub i potrafią go doceniać, w szczególności za jednego mistrza, który właśnie zrobił swoją szkołę nauczycieli nowych energii on-line i przeniósł większość spotkań do sieci. I niezależnie od tego powiedziałam mu przez czas i przestrzeń – DZIĘKUJĘ za piękny standard, który wniosłeś do Klubu Mistrzów, BARDZO go doceniam.
I zgadnijcie co?
Następnego dnia rano o 6:24 dostałam od niego wiadomość z prośbą o rezerwacje czterech kolejnych dni na jego spotkania i warsztaty w klubie. I całkiem nowe cykliczne spotkania z ludźmi.
I podziękowałam sobie za moje wybory i to trwanie w „swoim” niezależnie od świata i emocji na zewnątrz.
A chłopak od dramatycznego telefonu stał się naszym klubowiczem i co miesiąc wspiera klub, wykupując członkostwo i jednocześnie cieszy się możliwością spędzania tam czasu.
I to mi pokazuje, że to JA wyznaczam swój standard w tej rzeczywistości. I to ja mam za nim podążać i o nim opowiadać. Tak samo, jak każdy z Was.
Bo koniec końców, to nasze wybory wrócą do nas i stworzą naszą rzeczywistość.
I tak to jest.
Czasami diabelsko bezczelna, rozkwitła róża poznania,
Anna Budzowska
