
Jestem na Hawajach, na jednym ze szkoleń nauczycieli nowej energii, życia Ahmyo, życia w łasce.
Na warsztacie zgromadziło się wielu wspaniałych ludzi i jestem szczęśliwa, że wybrałam dla siebie taką obfitość. Bycie na Hawajach z grupą ludzi wybierająca świadomość przede wszystkim – coś spektakularnego! Drogi warsztat, ale jednocześnie tak bogaty w piękno, że warty każdych pieniędzy.
To już drugi dzień, kiedy spotkają się tu nauczyciele duchowości z całego świata. Warsztat jest mega wyjątkowy i przynosi dużo otwierającej energii grupy. Więc na przerwach pijemy kawę, śmiejemy się, opowiadamy żarty i wtedy mogę podziwiać obfitość mojej kreacji, tego pięknego otoczenia, mojego wyboru, który mnie tu sprowadził.
Siedzę na balkonie z kawą, w oddali widać fragment oceanu, a dookoła otacza nas zieleń. Gruba, soczysta zieleń tej wyspy.
Bananowce, ogromne monstery, kwiaty tak wybornie napełnione życiem, że można się w nich zapomnieć. Wdycham to wszystko, wraz z niebem, które obija się w tafli małego basenu przede mną. Jestem szczęśliwa. I czuję, że ta przerwa mogłaby trwać dla mnie o wiele dłużej.
Kiedy zaczyna się kolejna godzina z chanellowania mądrości oświeconego mistrza, zajmuje swoje miejsce. I wtedy staje się coś bardzo interesującego.
Słowa, które słyszę, są opowieścią o zbiorowej świadomości, o tym jak ludzie odbierają świat, jak z nim walczą, jak się z nim zmagają.
Ten wykład dłuży mi się przeokropnie. Ale zdaje się, że tylko mi. Ludzie zgłaszają się i sypią jak z rękawa możliwości ludzkiego utrapienia. Cieszą się, że udało im się zgłosić coraz to nowe problemy dla ludzkiego ego.
Prowadzący zapisuje je na tablicy i prosi entuzjastycznie o więcej.
Rozglądam się po innych i widzę, jak wciąga ich ta gra. Jak z ulgą odnajdują i zgłaszają swoje doświadczenia, które kierowały nami, zanim wybraliśmy ścieżkę świadomości. Jaka to ulga, dla każdego na sali, że inni też tak mieli, też byli wciągnięci w tę grę, kiedy to myślałeś tylko o przetrwaniu i udowodnieniu swojej wartości. I z każdą kolejną chwilą czuję, że tracę z tym połączenie. Że to rozgrzebywanie tego, co było kiedyś, jest jakimś dawnym wspomnieniem, które nie ma już ze mną połączenia, że jestem tym kim jestem teraz i tylko to ma znaczenie.
Tylko Tu i Teraz.
I słyszę jak przez mgłę, że oni nadal zgłaszają swoje przykłady i czuję, że to jest dla mnie tak bardzo nudne, więc unoszę oczy i zauważam ruch na ścianie.
I to mnie zachwyca, rozbudza mojego ducha. Uśmiecham się.
Mały zielony gekon, który wędruje po pionowych ścianach domu, łamie prawa fizyki. Mały zielony stwór natury, który za nic ma tak „ważne” dla człowieka warsztaty, który nie zważa na trzydziestoosobową grupę w salonie, ani na oświecone prawdy, który po prostu jest, całą swoją ciekawską naturą, tak wolny.
Gekon jakby zauważa mnie, bo zatrzymuje się. Trwamy sobie w pełnym połączeniu i nagle rusza do wyjścia, znikając za boczną ścianą. A we mnie rodzi się zrozumienie. Skoro ten gekon jest wolny, aby wyjść w trakcie wielkiego i ważnego spotkania z Mistrzem, to i ja mogę.
Niewiele myśląc wstaję powoli, wszyscy patrzą, więc uśmiecham się tylko zabierając swoje rzeczy i kieruje się powoli na taras, a potem do ogrodu.
Wdycham naturę, wdycham samotnie piękno natury.
Podchodzę do basenu i zdejmuję buty. Zanurzam stopy w letniej wodzie i czuję błogość połączenia. Jestem w tu i teraz.
Tak bardzo wdzięczna i chłonę to co jest prawdziwe i żywe. Bo tak wybrałam.
W duchu dziękuję gekonowi, że zdecydował się na uratowanie mnie z tej okropnie nudnej debaty.
Po chwili podlatują do mnie ptaki i kąpią się w basenie radośnie. Śmieję się z nimi w głos i jesteśmy. W jedności i połączeniu.
Później w wielkim podziwie zbliżam się do monster i zapalam swojego wyczekanego papierosa. Zatapiam się w głębi horyzontu. Przepływa przeze mnie moja esencja i nawet nie zauważam, kiedy współprowadząca podchodzi do mnie, bardzo zmartwiona moim wyjściem. Pyta, czy źle się czuję, więc jej odpowiadam, że wspaniale, że po prostu jestem.
W tym samym momencie pod willę podjeżdża śmieciarka i hałasuje oczyszczając dla nas energię, cieszę się, że symbolicznie zabierze wszystko, co już stare i do wyrzucenia. Kiedy śmieciarka odjeżdża, prowadzący ogłasza przerwę. Ku mojemu zadowoleniu grupa znowu rozchodzi się po ogrodzie na kolejne 15 minut swobody, a ja dołączam do nich i zajadam się pączkami.
Na przewie słyszę plotki, że reszta grupy żartowała z prowadzącym, że chyba moje aspekty były tak dokuczliwe, że musiałam wyjść, aż przyjechała po nie śmieciarka. I uśmiecham się do tej zabawy w odbicie. Bo wiem, że wszystko, co myślimy o innych, jest tak naprawdę o nas samych.
To, co stare, już nie wraca na nasz warsztat, a ja milczę w swojej satysfakcji, że wybrałam dla siebie najlepiej jak mogłam w chwili teraz.
Co prawda z małą pomocą gekona przewodnika, ale koniec końców wybrałam siebie. Tylko siebie.
I wiem, że nie ważne czyja prawda jest prawdziwsza, nawet najpiękniejsza iluzja rozbija się, kiedy pozwolimy sobie na tu i teraz z samym sobą. To z tego miejsca pojawia się w nas błogość i to stąd płynie synchroniczność. A mnie więcej nie potrzeba.
Z tego płynie piękny wniosek, że nie ważne, jak intensywna wydaje się iluzja, że coś powinniśmy, nawet jeśli wcześniej to świadomie wybraliśmy, zawsze możemy wybrać ponownie.
Poddanie się chwili „tu i teraz” przynosi ulgę i radość istnienia, bo idziemy za sobą, a koniec końców, tylko to się liczy. Reszta to tylko zapiski umysłu.
Ten mały gest, krok ku sobie, pozwolił mi w dalszym rezultacie na wyjście z roli ucznia.
Pozwolił na działanie, a nie opowiadanie o działaniu.
Na oświecenie, a nie na słuchanie opowieści o oświeceniu.
Na wiedzenie, zamiast rozpoznawania wiedzenia innych.
Teraz idę sobą, a to sprawia, że jak nigdy wcześniej jestem standardem i automatycznie staję się inspiracją i nauczycielem dla każdego, kto chce tego samego w swoim życiu.
A to wszystko przez ten prosty krok, wybierania dla siebie ponownie w tu i teraz, kiedy tylko czujemy, że energia przestaje płynąć. I tego też drogi czytelniku Tobie życzę.
Trwania w przepływie Siebie.
I wdzięczna jestem bardzo, za wszystko, co sobie stworzyłam w mojej rzeczywistości. Od gekona na ścieżce, po Klub Mistrzów, który z radością prowadzę w stolicy. (www.klubmistrzow.pl) I za wszystko nowe, co przyjdzie w tym roku, co wyłoni się z mojego tu i teraz.
Namaste drodzy Mistrzowie! Dziękuję, że jesteście.
Po stokroć NAMASTE!






Sama prawda. Widzę to wszystko, czytając. Świetne